Tajna korespondencja pisana z KL Ravensbrück
W 2017 r. Muzeum Martyrologii „Pod Zegarem” Oddział Muzeum Lubelskiego pozyskało unikatową kolekcję tajnych listów wysyłanych z niemieckiego obozu koncentracyjnego Ravensbrück przez więźniarki z transportu lubelskiego. Korespondencja została podarowana przez Marię Wilgat, córkę Krystyny Czyż-Wilgat, która jako jedna z kobiet osadzonych w Ravensbrück zaangażowana była w skomplikowany proces komunikowania się z rodzinami w Lublinie. Do muzeum trafiło dwadzieścia osiem tajnych listów pisanych jedynym dostępnym dla więźniarek atramentem sympatycznym, czyli moczem. Na zbiór ten składa się jedenaście ocenzurowanych kopert obozowych z niewidzialnym tekstem umieszczonym na ich wewnętrznych stronach oraz siedemnaście tzw. listów lewych – nieocenzurowanych i przemycanych przez komanda robocze wychodzące do pracy poza obóz. W pierwszym okresie w tajną korespondencję zaangażowane były cztery młode lubelskie więźniarki: Krystyna Czyż, siostry Janina i Krystyna Iwańskie oraz Wanda Wojtasik. Później krąg wtajemniczonych rozszerzył się jeszcze o Zofię Sokulską i Alicję Jurkowską (z Lublina), Bogumiłę Bąbińską i Wojciechę Buraczyńską (z Warszawy). Cztery z „listów lewych” napisane zostały po polsku ołówkiem przez Krystynę Czyż na kartce papieru. Osobom postronnym ich treść może się wydawać błaha, ale i w nich autorka potrafiła przemycić różne informacje związane z bieżącą sytuacją.
Wszystkie zaangażowane w pisanie tajnej korespondencji trafiły do Ravensbrück 23 września 1941 r. w specjalnym transporcie lubelsko-warszawskim, który liczył blisko 400 kobiet. Spośród nich wybrano 74 młode, zdrowe dziewczyny i bez ich zgody poddano je doświadczeniom pseudomedycznym. W grupie operowanych znalazły się kobiety, które postanowiły o zbrodniczych czynach niemieckich lekarzy poinformować swoje rodziny. Bliscy kanałami konspiracyjnymi mieli za zadanie zawiadomić struktury Polskiego Państwa Podziemnego. „Króliki” – jak mówiły o sobie operowane – uważały, że jako żywe dowody zbrodni niemieckich zostaną zgładzone, dlatego też informowanie rodzin, co dzieje się w lagrze, było sprawą bardzo ważną. Wierzyły też, że ujawnienie światu prawdy o eksperymentach może zdecydować o życiu wszystkich poddanych zabiegom.
Kontakt więźniarek z rodzinami w okupowanej przez Niemców Polsce mógł odbywać się tylko za pomocą oficjalnej korespondencji obozowej. Pozwalano osadzonym pisać raz w miesiącu na specjalnym blankiecie wielkości kartki zeszytu, który na pierwszej stronie do połowy zawierał wyciąg niemieckich przepisów dotyczących wymiany listów. Tutaj wpisywano adres nadawcy. Resztę kartki, podzieloną dwudziestoma linijkami, można było zapisać, ale tylko w języku niemieckim, czytelnie i przejrzyście. Każdy list był sprawdzany przez cenzurę obozową, dlatego też rodziny dziewcząt przez długi czas nie miały prawdziwych informacji o tym, co dzieje się w KL Ravensbrück.
Jak wspomina Krystyna Czyż-Wilgat: wtedy jeszcze nie miałyśmy kontaktów umożliwiających wysyłanie listów zwyczajną pocztą… Jedynym środkiem, za pomocą którego wiadomości mogły dotrzeć do Polski, był oficjalny list lagrowy.
Janina Iwańska wpadła na pomysł pisania wiadomości atramentem sympatycznym, niewidzialnym dla oka, między linijkami oficjalnego listu. Więźniarki wykorzystały do tego celu własny mocz, który nie zostawiał śladu na papierze. Największą trudnością było przekazanie rodzinom informacji, jak należy odczytać utajniony tekst listu. Krystyna Czyż-Wilgat w swoich wspomnieniach pisze:
Sprzymierzeńcem okazał się ulubiony autor przedwojennej młodzieży – Kornel Makuszyński. W oficjalnej treści listu, zwracając się do swego młodszego brata, przypomniałam mu, jak bardzo lubiliśmy książki Makuszyńskiego, a zwłaszcza „Szatana z siódmej klasy”, i jak imponowała nam pomysłowość bohatera tej książki. Bohater owej powieści w chwili opresji wysyła list o treści bez znaczenia, w którym zaszyfrowana jest właściwa treść. Pierwsze litery każdego wiersza listu czytane z góry na dół, dają rozwiązanie.
Treść naszego listu niemieckiego była tak skomponowana, że pierwsze litery każdej linijki dawały słowa: „list moczem”. Treść między wierszami była bardzo krótka. Zaczynała się od słów: „Zdecydowałyśmy napisać Wam całą prawdę”. Potem następowało kilka zdań o operacjach. Na zakończenie zapowiedź następnych listów i umowa, jakie słowa w liście od rodziny będą znakiem, że list odczytali. Ten list o potrójnej treści został wysłany w styczniu 1943 r. do mojej rodziny.
Pierwszy tajny list został odczytany, ale nie zachował się, ponieważ moczenie listu wodą (błędne odczytanie polecenia: „list mocz”) spowodowało rozmycie się pisma i zniszczenie samego listu. Przy lekturze kolejnych zastosowano prawidłową metodę – prasowanie gorącym żelazkiem. Powodowało to żółknięcie papieru i ujawnianie się na stałe ukrytej treści w brązowym kolorze. Stan zachowania i czytelność tajnej korespondencji przekazanej do zbiorów muzealnych jest bardzo różna. Jedne listy są bardzo wyraźne, inne zupełnie nie do przeczytania.
Jak wspomina Wanda Wojtasik-Półtawska: miejscem, w którym mogłyśmy w miarę bezpiecznie pisać listy był strych bloku obozowego. W części sypialnej nad trzecim piętrem łóżek, w niektórych miejscach zostały obluzowane deski w suficie i w ten sposób zrobiono tajne wejścia na strych. Z tej kryjówki korzystały również więźniarki palące papierosy. Oczywiście przebywanie na strychu było surowo zabronione i dlatego też należało przestrzegać zasad konspiracyjnych. Jedna z nas pisała listy, a inna pilnowała, aby nikt niewtajemniczony nie nakrył nas na tym procederze. Atramentem sympatycznym w tych warunkach był nasz własny mocz, zaś piórem patyczek lipowy.
W pierwszych listach najwięcej miejsca poświęcano więźniarkom poddanym eksperymentom pseudomedycznym. W kolejnych opisywano tragiczne warunki panujące w KL Ravensbrück. Zdarzają się pomyłki w nazwiskach więźniarek, numerach obozowych czy datach operacji. Nieścisłości te dają się wytłumaczyć warunkami, w jakich listy były pisane. Nie jest to korespondencja osobista poszczególnych więźniarek, lecz krótkie raporty z życia obozowego młodych dziewcząt, dotkniętych tragicznym losem. Pisząc do rodzin, starały się one optymistycznymi uwagami pocieszyć bliskich, zwłaszcza po przekazaniu tak dramatycznych wieści. W Lublinie rodziny Czyżów, Wojtasików i Iwańskich wspólnie odczytywały ukryte informacje, ponieważ każdy list zawierał inny zestaw wiadomości.
Do końca 1943 r. poufne treści umieszczano na wewnętrznej stronie koperty lagrowej, można było tam zmieścić więcej informacji niż między linijkami pisanego po niemiecku listu. Potem dziewczętom udało się nawiązać kontakt ze współtowarzyszkami pracującymi w kolumnie wyjazdowej w Hohenlychen, które przenosiły i wysyłały tzw. listy lewe zwykłą niemiecką pocztą. W nich poufne informacje także pisano moczem na wewnętrznej stronie kopert, jednak w części jawnej więźniarki mogły napisać więcej niż w listach poddanych cenzurze obozowej i – co najważniejsze – po polsku. Oficjalnymi nadawcami byli obywatele niemieccy – więźniarki pozyskiwały dane osobowe z ogłoszeń gazetowych lub książki telefonicznej. Natomiast adresatami były nie tylko rodziny, ale też osoby zaprzyjaźnione z rodzicami Krystyny Czyż. Kierowanie listów pod jeden lubelski adres mogło wzbudzić podejrzenia niemieckich władz okupacyjnych, dlatego też poszerzono krąg osób, do których przychodziła tajna korespondencja.
Krystyna Czyż i Wanda Wojtasik, pracując przez krótki czas w kolumnie roboczej poza obozem, nawiązały kontakt z filią Oflagu II A w Neustrelitz, gdzie przebywali polscy podchorążowie. Jednym z nich był Eugeniusz Świderski, który korespondował z zaprzyjaźnioną z rodziną Czyżów Anielą Chałubińską. To on w swoich listach systematycznie przekazywał informacje zebrane przez więźniarki. Jak wspomina Krystyna Czyż-Wilgat: najcenniejszą przysługę oddał przesyłając do rodziny w podwójnym dnie puszki kawy cały tzw. raport obozowy – obszerny opis obozu i tego, co się w nim dzieje, sporządzony przez harcerki. Drugą okolicznością sprzyjającą i usprawniającą porozumiewanie się z rodzinami było otrzymywanie paczek żywnościowych od naszych bliskich w kraju. Paczki przychodziły częściej niż listy i w nich według umówionych znaków przekazywano nam potwierdzenie odbioru listów. Były to np. nici określonego koloru, numer otrzymanego listu (każdy tajny list był numerowany) napisany na puszce wewnątrz paczki itp…
Tajna korespondencja z rodzinami prowadzona była przez półtora roku – od stycznia 1943 r. do czerwca 1944 r. Została przerwana wskutek przesunięcia się linii frontu i wkroczenia wojsk sowieckich na wschodnie tereny Polski.
Barbara Oratowska